Największy wysiłek militarny sił ruchu oporu podczas II wojny światowej
Siedemdziesiąt dwa lata temu, 1 września, wybuchła Warszawa. Minęły dwa, może trzy pokolenia. Ile osób jeszcze to pamięta? Ilu z nich, którzy widzieli to na własne oczy, jeszcze żyje? A kiedy wybuchło nasze miasto, niewielu było takich, których te wydarzenia nie dotknęły.
Biblijna scena walki Dawida z Goliatem zawsze fascynowała ludzi. Walka z przeciwnościami nie do pokonania jest łatwa do romantyzowania i trudna do zapomnienia. Nasza historia obfituje w takie momenty, by wspomnieć tylko szarże kawalerii na czołgi wroga czy zdobycie opactwa na Monte Cassino w ostatnich czasach.
Powstanie Warszawskie przypomina mi rzymski pojedynek dwóch gladiatorów: jeden w ciężkiej zbroi, hełmie, napierśniku i z mieczem walczy z drugim, uzbrojonym w sieć na ryby i krótki nóż. Lekko uzbrojony wojownik zwykle opuszczał arenę żywy.
Nie poszło nam tak dobrze. Dobrze wyposażona i wyszkolona w ciężkich bojach armia niemiecka potrzebowała sześćdziesięciu trzech dni, aby zmusić polskich amatorów do poddania się. Jak do tego doszło?
Po klęsce w oblężeniu Stalingradu na początku 1943 roku Niemcy wycofywali się. Rok później linie frontu zostały wytyczone na Wiśle, która rozdziela miasto na część lewobrzeżną i prawobrzeżną. Podobnie jak Węgrzy w Budzie i Peszcie. Niemcy byli na zachodzie, Rosjanie właśnie wmaszerowali do wschodniej części naszej stolicy. Idea otwartego powstania przeciwko Niemcom dojrzewała od dłuższego czasu. Mając nadzieję na pomoc w wyzwoleniu lewobrzeżnej części Warszawy, wciąż będącej w rękach Niemców, Polacy zaatakowali o godzinie 13:00 1 sierpnia 1944 roku. Liczyli na pomoc Rosjan, którzy stacjonowali tuż za rzeką. Myśleli, że skoro walczymy ze wspólnym wrogiem...
Główną bronią polskich powstańców była znajomość miasta. Zaczynali z kilkoma pistoletami i karabinami. Pozostała broń pochodziła od Niemców. Przerzuty z Wielkiej Brytanii były sporadyczne i sporo sprzętu trafiło w niemieckie ręce. Po polskiej stronie walczyli wszyscy. Kobiety i dzieci nosiły broń, gotowały posiłki, zajmowały się rannymi i zabitymi. Chłopcy roznosili pocztę.
Nasza broń.
Ich broń.
Po początkowych polskich sukcesach, bez znaczącej pomocy z Zachodu i przy morderczej bezczynności ze Wschodu, odświeżone wojska niemieckie złamały nam kręgosłupy. Trwało to ponad dwa miesiące. A przez cały ten czas "zmęczeni" Rosjanie odpoczywali na prawym brzegu rzeki.
Walki uliczne w Warszawie Niemcy porównywali jedynie do bitwy pod Stalingradem. Bohaterski opór polskich bojowników zawstydził Niemców, a ich naczelne dowództwo przejął w końcu sam Himmler.
Po kapitulacji polskiemu dowódcy pozwolono zachować pistolet w geście szacunku.
A potem przyszedł rozkaz:
"Miasto musi całkowicie zniknąć z powierzchni ziemi i służyć jedynie jako stacja transportowa dla Wehrmachtu. Żaden kamień nie może pozostać w miejscu. Każdy budynek musi zostać zrównany z ziemią".
Himmler
Pijane hordy zbrodniarzy z RONA, częściowo Niemców, częściowo Rosjan, zostały wysłane, aby spacyfikować resztę pozostałej polskiej populacji. Dzielnica za dzielnicą były zajmowane, kobiety gwałcone, główki niemowląt rozbijane na pozostałych murach, reszta ocalałych rozstrzeliwana. Największym problemem było to, co zrobić ze stosami ciał. Niemiecka pomysłowość została wykorzystana do opracowania nowych metod utylizacji, rywalizujących jedynie z tymi z Auschwitz. Ostatecznie zginęło 200 000 osób, głównie cywilów. Moja rodzina miała szczęście, że dano jej 30 minut na zebranie rzeczy i wyjście.
Następnie pojawiły się oddziały z miotaczami ognia i z wrodzoną niemiecką precyzją podpalano dom po domu. Z pozostałymi mieszkańcami lub bez nich.
Sceny te można zobaczyć w filmie Polańskiego Pianista.
Najnowsza książka Alexandry Richie, Warszawa 1944, został skrytykowany za zbyt graficzne przedstawienie niemieckich zbrodni. To nie było przesadzone, tak właśnie było. Rozmawiałem z ludźmi, którzy przeżyli to piekło.
Ofiary.
Tak wyglądała Warszawa po opuszczeniu jej przez Niemców.
I tak właśnie wygląda teraz Warszawa.
Istnieje krytyczne pytanie filozoficzne i etyczne: jak podchodzimy do potomków ludzi, którzy nam to zrobili? Oczywiście musimy i będziemy pamiętać. Ale czy wybaczamy? Jak traktujemy Niemców czy Rosjan, których ojcowie czy nawet dziadkowie niewątpliwie walczyli w naszej wojnie lądowej, a nie z naszej przyczyny? Czy są jakieś granice nienawiści i zemsty? Moja najbliższa rodzina przeżyła, ale moi dwaj wujkowie w wieku 20 lat zostali wysłani do Auschwitz za szmuglowanie żywności do żydowskiego getta w Warszawie. Nigdy nie wrócili.
Każdy musi sam rozwiązać ten problem.
Jest jeszcze jeden fakt mało znany opinii publicznej. Polska była jednym z nielicznych, jeśli nie jedynym krajem, w którym przez cały okres okupacji niemieckiej nie było współpracy politycznej ani gospodarczej z najeźdźcami. Nie było rządu Vichy, nie było polityków w rodzaju Quislinga. Polacy nie służyli w niemieckiej armii. Nigdy nie podpisaliśmy dokumentu kapitulacji wobec Niemców. Żaden inny kraj nie może tego powiedzieć. Polski ruch oporu był najsilniejszy wśród okupowanych narodów, a Powstanie Warszawskie było najbardziej znaczącym aktem wojny przeciwko Niemcom dokonanym przez siły oporu nie będące częścią regularnej armii.
Kiedyś pewna wykształcona osoba opowiadała mi o polskiej głupocie w działaniach w Warszawie i pod Monte Cassino.
Odpowiedziałem, że były to jedne z wielu momentów w naszej historii, z których jesteśmy bardzo dumni i pielęgnujemy wspomnienia.
A co z naszymi sojusznikami? Znowu daliśmy się wydymać.
"Chcę zaprotestować przeciwko podłej i tchórzliwej postawie przyjętej przez brytyjską prasę wobec niedawnego powstania w Warszawie... Odnosiło się ogólne wrażenie, że Polacy zasłużyli na to, by dać im w tyłek za zrobienie tego, do czego od lat namawiały ich wszystkie alianckie radiostacje... Po pierwsze, przesłanie do angielskich lewicowych dziennikarzy i ogólnie intelektualistów: 'Pamiętajcie, że za nieuczciwość i tchórzostwo zawsze trzeba płacić. Nie wyobrażajcie sobie, że przez lata możecie stać się liżącymi buty propagandystami sowieckiego reżimu lub jakiegokolwiek innego reżimu, a potem nagle powrócić do mentalnej przyzwoitości. Raz dziwka, zawsze dziwka".
George Orwell, 1 września 1944 r.
Historia ma tendencję do powtarzania się.
Dodaj komentarz