Czego o życiu nauczyły mnie lekcje golenia mojego ojca

Czego o życiu nauczyły mnie lekcje golenia mojego ojca

Bądź cierpliwy, unikaj przeciętności i zwracaj uwagę na szczegóły.

To była jego święta codzienna poranna rutyna.

Po wstaniu z łóżka, przed założeniem garnituru i wyjściem do pracy, a także przed podaniem śniadania, mój ojciec przejmował na własność nasz stół kuchenny. Nie mieliśmy ciepłej wody w naszej skromnej łazience, więc woda musiała być podgrzewana na kuchence gazowej. Nie potrzebował wiele - może 2 uncje. Tylko tyle, by napełnić blaszaną miseczkę do golenia. Ten marny przedmiot miał swoją bohaterską proweniencję. Wystarczyło spojrzeć, by stwierdzić, że to małe naczynie przetrwało wiele burz, i rzeczywiście tak było. Jego boki, niegdyś gładkie i błyszczące, nie wyglądały ani tak, ani tak. Gdzieniegdzie ocalały z ruin zbombardowanej Warszawy i sprawiały wrażenie, jakby jakaś gigantyczna dłoń zgniotła je, a później próbowała wygładzić. Bezskutecznie. Niewidzialna ręka nie dokończyła renowacji nawet w połowie. A wszystkie pomarszczone zagniecenia tylko dodawały majestatu przedmiotowi, niczym blizny dodające dowodu bitwie. Ta miseczka do golenia była ikoną - była niezniszczalna, jak nasza stolica, i niezwyciężona, jak mój ojciec, który przeżył niemiecką inwazję i Powstanie Warszawskie.

Z małej szufladki wyciągnął pędzel do golenia. Był to kolejny relikt z burzliwych czasów. Miał drewnianą rączkę z włosiem, które sięgało aż do szpilek. Drewniana rączka była pęknięta w kilku miejscach, ale jej chropowatość zapobiegała ślizganiu się, gdy była pokryta mydłem. W rękojeści wciąż tkwił prawdziwy borsuczy srebrny czubek, prawdziwy, nie bielony. Następnie, z tej samej szuflady, wyciągnął mydło w kostce, stworzone specjalnie do golenia. Wszystkie przybory rozłożył na stole przykrytym białym ręcznikiem.

Ojciec usiadł na ławce i położył kolejny ręcznik na kolanach.

"Czy wiesz, co jest najważniejsze dla dobrego golenia?". Oczywiście, że nie wiedziałem. Miałem dopiero dwanaście lat. "Są dwie rzeczy. Po pierwsze, trzeba dobrze zmoczyć twarz, a po drugie - mieć dobre mydło. Naprawdę dobre mydło. Mydło jest najważniejsze". Dokładnie zmoczył pędzel w gorącej wodzie. "Aby uzyskać najlepsze golenie, należy udać się do fryzjera. Zanim jeszcze dotknie cię pędzlem, kładzie na twojej twarzy gorący, wilgotny ręcznik. Tak gorący, że czasem aż boli. Ale kiedy cię goli, niewiele czujesz - wszystkie wąsy są miękkie".

Wziął szczotkę i obrobił jej włosie na na wpół zużytej kostce mydła. "Jest najlepsze, można je kupić w "RUCH-u". RUCH był małym kioskiem obok naszego domu. Można tam było dostać ich dwie gazety, które komuniści pozwolili wydawać, ale także kosmetyki, znaczki pocztowe i trochę książek. Pewnego Bożego Narodzenia, kiedy przed kolacją, na której rozdawaliśmy prezenty, nie miałem jeszcze prezentów dla mamy, kupiłem jej mały flakonik perfum. Albo mogła to być woda kolońska. Nie znałem różnicy.

Nałożył mydło na twarz, zaczynając od prawej strony, obok podbródka, ust i dwóch po lewej stronie. Nigdy się nie spiesząc, powtórzył proces kilka razy, za każdym razem zwilżając włosie w swojej poobijanej blaszanej misce. Kiedy mój ojciec skończył spienianie, a wydawało się to wiecznością, włożył do rączki bezpieczną maszynkę do golenia i ostrożnie dokręcił ostrze.

"Widzisz, możesz dostosować kąt. To zależy od tego, jak szorstką masz brodę. I jak długie są twoje wąsy".

Następnie powolnymi ruchami przebił się przez warstwę mydła. Przypominało mi to odśnieżanie chodnika.

"Musisz ogolić się dwa razy. Pierwszy raz zgodnie z kierunkiem włosów, drugi raz pod włos" - powiedział. "Każda osoba jest inna. Nauczysz się."
Przesunęłam grzbietem palców po twarzy. Była gładka jak świeżo wypolerowana wanna.

"Kiedy zacznę się golić, Tato?" Miałem nadzieję na miesiące.

""Dwa-trzy lata", co brzmiało dla mnie o wiele za długo. Nie mogłam czekać. Mój głos był jeszcze dziewczęcy, a mięśnie słabe. Darek, mój kolega, miał o wiele większe bicepsy. Zapytałem go, jak to się stało? Był dwa lata starszy.

"Czy twoja matka ma żelazko?" Oczywiście, że tak. "Podnieś je i zrób dwadzieścia zgięć ramion, każdego dnia, na obie ręce".

"Czy to wszystko?"
"To wszystko. Każdego dnia".

"Jak długo muszę czekać, by mieć takie bicepsy jak ty?".
"Dwa-trzy miesiące". Znowu wydawało mi się to wiecznością.

Matka kupiła ojcu na Gwiazdkę nowy zestaw do golenia. Został w szufladzie, a stary, poobijany, każdego ranka lądował na białym ręczniku przykrywającym kuchenny stół. Blaszana miska była wypełniona gorącą wodą, gotowa pokazać swoje blizny po bitwie i opowiedzieć o swojej niezwykłej przeszłości.

Dużo później zrozumiałem, o co chodziło w tym całym rytuale. Mój ojciec próbował nauczyć mnie cierpliwości. Mówił mi, żebym miał zestaw zasad i ich przestrzegał. Jeśli coś lubisz, trzymaj się tego. Jego poobijana blaszana miska do golenia, która przeszła piekło podczas wojny, jego na wpół zużyty pędzel, były przykładami wartości, których się trzymał. Cierpliwość w namydlaniu twarzy była przykładem tego, jak ważna jest ciężka praca. Wybieranie najlepszego dostępnego mydła mówiło mi, żebym nie tolerował bylejakości. Powtórzenie golenia po raz drugi dało lekcję dbałości o szczegóły.

Ćwiczenia z żelazkiem do prasowania były kolejną lekcją cierpliwości. Wyznacz solidną ścieżkę poprawy i trzymaj się jej. I czekać. Nic nie przychodzi z dnia na dzień.

I nigdy, przenigdy się nie poddawaj.

Mój ojciec golił się codziennie. Z wyjątkiem niedziel. "Twoja skóra potrzebuje odpoczynku", mówił.