Historia krzyża w kościele mojego ojca
Chrześcijaństwo ma w Polsce długą historię. W latach 900-tych nie mieliśmy państwa - tylko gromadę słowiańskich plemion. Władca jednego z nich, Mieszko, miał wielkie ambicje, które na szczęście były poparte umiejętnościami politycznymi i wojskowymi. Myśląc o zjednoczeniu, Mieszko I, przy wydatnej pomocy swojej żony, czeskiej księżniczki Dobrawy, zdecydował się przejść na chrześcijaństwo. Dobrawa, nawiasem mówiąc, nie była jego pierwszą żoną. I nawet nie ostatnią. W 966 r. Mieszko zorganizował chrzest dla siebie i swojego dworu. Nie chcąc być wasalem sąsiednich Niemiec, wybrał ceremonię celebrowaną przez rzymskiego wysłannika, akceptując tym samym bezpośrednie związki z Watykanem. W ten sposób Polska oficjalnie narodziła się jako państwo. Było to posunięcie zarówno religijne, jak i polityczne, ponieważ od tego momentu Polska została usankcjonowana przez Święte Cesarstwo Rzymskie. Krok ten był celowy, ponieważ nie chcieliśmy podporządkować się naszym potężnym sąsiadom, Niemcom z zachodu i Rosji ze wschodu. Mieszko spędzał czas w kancelarii jednocząc resztę sąsiednich polskich plemion, rozprawiając się z Niemcami, Szwedami, Czechami i Rosjanami, czy to mieczem, czy zręczną dyplomacją, czy strategicznymi mariażami. Problemów z dwoma sąsiednimi gigantami będziemy mieli w przyszłości pod dostatkiem.
Parafia, na terenie której znajdowały się ziemie naszych przodków, powstała w XII wieku, a pierwsze wzmianki o budynku kościoła pochodzą z XIV wieku. Obiekt był kilkakrotnie budowany i przebudowywany, po wielu ranach zadanych przez wojny, a nawet przez huragan. Ostatnia gotycka budowla została wzniesiona w 1904 roku i przetrwała do dziś. Został uszkodzony podczas burzliwych czasów II wojny światowej, kiedy niemieccy i rosyjscy najeźdźcy wykorzystywali nasz kraj jako plac zabaw dla swoich imperialnych gier. Straty nie były jednak dotkliwe i zostały szybko naprawione.
Pamiętam, jak dziś, mojego ojca stojącego przed swoim kościołem, oprowadzającego mnie i z dumą opisującego imponujące wnętrze miejsca, w którym został ochrzczony. Miałem wtedy może dziesięć lat.
Potem wyprowadził mnie na zewnątrz. "Spójrz na tę wieżę" - powiedział. Konstrukcja była dość wysoka, a krzyż na jej szczycie dodawał świątyni majestatu. "Postawił ją mój ojciec, twój dziadek" - powiedział. Nie pamiętam nawet, jakie wrażenie zrobiło na mnie to stwierdzenie w tamtym czasie, jeśli w ogóle.
Ale teraz jestem. Kiedy odwiedziłem kościół w październiku ubiegłego roku, gmach był dość okazały. Wysoki budynek z samotną wieżą, zwieńczony prostym krzyżem strzelającym prosto w niebo. "Jak on to zrobił?" pomyślałem o moim dziadku. "Jakimi narzędziami dysponował w 1904 roku?". Musiał wspiąć się na rusztowanie, mając ogromny krzyż przywiązany do pasa. A potem podnieść go, postawić i przymocować, aby nie przewrócił go silny wiatr. Niezły wyczyn.
A miał zaledwie 25 lat. Obserwując go, jestem pewien, że jego matka była upokorzona. Ale jego ojciec prawdopodobnie powiedział: "Tak, to mój syn".
Po ponad 110 latach krzyż nadal tam stoi.
Dodaj komentarz