Mój ojciec i dorastanie w komunistycznej Polsce
Mój ojciec był honorowym i przyzwoitym człowiekiem.
Wciąż pamiętam pierwszą radę, jakiej mi udzielił. "Nie kłam" - powiedział. "O wiele łatwiej jest żyć, gdy nie musisz pamiętać każdej wersji historii, którą opowiedziałeś różnym ludziom". Był szczery do bólu. Nigdy nie próbował manipulować innymi. Żył prostym życiem, a martwienie się o bardziej skomplikowane decyzje w naszym domu pozostawiał mojej matce.
Mój ojciec dorastał we wsi na północ od Warszawy, w miejscu, które do dziś nosi nasze rodzinne nazwisko. Pamiętam, jak odwiedzałem to miejsce jako nastolatek. Kuchnię, sypialnię i składzik uzupełniał kurnik, wszystko pod strzechą. Dziadkowie pokryli gliniane podłogi słomą, aby ułatwić sprzątanie, ponieważ kury wędrowały wszędzie. Na środku podwórka znajdowała się studnia, a za stodołą drewniany wychodek. Jego ojciec, którego nigdy nie spotkałem, i matka, którą dobrze pamiętam, mieszkali tam razem z dwoma braćmi i dwiema siostrami.
Od najmłodszych lat zainteresowania mojego ojca odbiegały od typowych zajęć na rodzinnej farmie. Praca fizyczna nie była dla niego. Zamiast tego zakopał się w książkach. Ojcu nie wystarczyło ukończenie szkoły podstawowej, co w tamtych czasach było już ewenementem. Złożył podanie i ukończył prestiżowe gimnazjum w Ciechanowie, siedzibie powiatu.
Mój ojciec na tym nie poprzestał. Chciał być prawnikiem. W tamtych czasach, w międzywojennej Polsce, oprócz chęci studiowania, trzeba było mieć pieniądze na opłacenie czesnego. Tak więc jego ojciec, w skomplikowanej transakcji ziemia za pieniądze z sąsiadem, umożliwił mojemu ojcu wyjazd do stolicy kraju. Skromny wiejski chłopak stał się dumnym studentem prawa.
Często myślę, jak śmiałym posunięciem było przeniesienie się z Polski do Stanów Zjednoczonych i rozpoczęcie tu nowego życia. Wiem, że jeszcze większą odwagą było dla niego, w pierwszych latach XX wieku, przenieść się z głębokiego wiejskiego mieszkania do Warszawy i zostać czołowym prawnikiem wielkiej polskiej korporacji "Społem".
Po wojnie i rusyfikacji polskich systemów politycznych i gospodarczych ludność była mniej lub bardziej siłą przekonywana do wstąpienia do partii komunistycznej. Nigdy tego nie zrobił. Jego zdaniem system był skorumpowany i szczerze mówiąc, nie chciał mieć z nim nic wspólnego. Ale kierownictwo korporacji nadal ceniło jego umiejętności i szanowało jego poglądy, pozwalając mu funkcjonować poza strukturą partyjną. Często powtarzał mi, że wszyscy Polacy powinni wstąpić do partii komunistycznej, bez wyjątków. Nie byłoby żadnej różnicy między nami i nie byłoby powodu do dyskryminacji niezrzeszonych.
Ale osiągnąwszy tak wiele w życiu zawodowym, jego zaangażowanie w moje życie było raczej bierne. Uczył mnie na własnym przykładzie. Uczciwość i prawość były jego cechami charakterystycznymi. Wiedział, jak się ubierać, i za każdym razem, gdy odwiedzał miejsce, w którym się urodził, mój ojciec prezentował albo nowy garnitur, albo płaszcz, albo kapelusz i buty. Był najstarszy z rodzeństwa, ale rodzina uważała go za mózgowca i chroniła przed przyziemnością codziennego życia. W jakiś sposób uważali, że jego serce jest kruche, więc nie zawracali mu głowy codziennym stresem. Kiedy zmarła ich matka, postanowili mu o tym nie mówić, by nie osłabiać jego serca.
Ale wciąż pamiętam początek Eneidy Wergiliusza, łaciński wiersz, którego nauczył mnie, zanim zacząłem szkołę podstawową. Podobnie jak w przypadku gry na skrzypcach, prosił mnie o recytowanie "Arma virumque cano" na wielu rodzinnych spotkaniach. Przydało mi się to, gdy w liceum na lekcji łaciny omawialiśmy ten epicki poemat, a on zapoznał mnie już z tym klasykiem. Albo kiedy pokazywał mi, jak się golić, kiedy miałem jeszcze czystą twarz.
Mój ojciec był bystrym człowiekiem. Jego klasyczne wykształcenie obejmowało grekę i łacinę. Znał też niemiecki, co uratowało go przed bramami Auschwitz, kiedy po łapance okupant wysłał go do tego piekła na ziemi.
Moja relacja z ojcem jest inspiracją dla moich tekstów, które w sposób ukryty lub jawny koncentrują się na relacji ojciec-syn.
Jego minimalne zaangażowanie w wychowywanie mnie było jeszcze bardziej uderzające po tym, jak zobaczyłem, jak moi przyjaciele współdziałają ze swoimi ojcami. Kiedy więc urodzili się nasi dwaj synowie, postanowiłem wziąć bardziej aktywny udział w ich życiu. Mamy również dwie córki i musiałem zrównoważyć czas rodzicielstwa między całą czwórką. Na szczęście moja żona mogła spędzać czas z dziewczynkami, podczas gdy ja poświęcałem więcej czasu naszym synom.
Sic transit gloria mundi.
Z pokolenia na pokolenie.
6 Comments
To bardzo wnikliwe wspomnienie wspaniałego i bardzo realistycznego dzieciństwa. Czerpałeś korzyści z tego rodzicielskiego wychowania. Wszyscy na tym skorzystaliśmy. Dzięki
Witku, czytam Twoje opowiadania z przyjemnością i głębokim zainteresowaniem. Wprowadzasz swojego Ojca (tym razem) do Wiecznej Pamięci dla wszystkich, którzy to czytają.
Pamiętam, jak twój ojciec chodził po balkonie, regenerując siły.
Pisz więcej i więcej. Dzięki.
Cóż za fascynujące wspomnienie. Mam nadzieję, że pozostaniesz zdrowy i szczęśliwy, mój przyjacielu!
Wyciągnięto ważne wnioski i podzielono się nimi. Nasze społeczeństwo potrzebuje więcej inwestycji rodziców w życie naszych dzieci. Część winy ponoszą politycy, którzy "pożyczyli" pieniądze z ubezpieczenia społecznego, aby zasadniczo kupić głosy i zwolnić ojców z odpowiedzialności za wychowanie dzieci. Większość odpowiedzialności spoczywa na ludziach, którzy uczestniczyli w tworzeniu życia, a następnie podjęli zbyt mało wysiłku, aby wyszkolić dziecko w sposób, w jaki powinno iść. Zbieramy to, co zasiali nasi indoktrynujący nauczyciele, podczas gdy rodzice pozwolili na to wszystko, głosując na kandydatów, którzy złożyli obietnice, których nigdy nie zamierzali dotrzymać.
Drogi Witku
Dzięki stokrotne. Właśnie miałam zamiar pisać o soich wczesnych latach w komunie, to bardzo trydny temat. Tobie udało się złapać kwintesencję tych dziwnych czasów. Gratuluję Teresa
Drogi Witku,
Nasz ojciec był naprawdę honorowym i przyzwoitym człowiekiem. Dżentelmenem do granic możliwości ❤❤❤ Kochającym i pełnym szacunku. Dziękuję za piękny wpis.
Twoja siostra Teresa