"Drzewo bez korzeni to tylko kawałek drewna".
- Marco Pierre White
Czy nie chciałbyś spotkać swoich pradziadków? Albo przynajmniej, jako niewidzialny człowiek, unosić się nad ich farmą i obserwować ich przez jakiś dzień?
Ja bym tak zrobił.
Ich farma wciąż tam jest.
Ale jedyną rzeczą, która pozostała po moich przodkach, są nagrobki i dokumenty przechowywane w kościelnych skarbcach. Zanurzyłem się więc w, bardzo popularną teraz, genealogię.
Oto tablica z grobu moich rodziców. Grób znajduje się w Camarillo, w Kalifornii. Wiem, ja ją tam umieściłem.
To jest nagrobek z miejsca pochówku moich dziadków. Znajduje się on w Sońsku, jakieś pięćdziesiąt kilometrów na północ od Warszawy. Znajduje się na cmentarzu przy pięknym kościele, w którym przez wieki odbywały się wszystkie śluby, pogrzeby i chrzty mojej rodziny. Kościół przypominał mi wszystkie wspaniałe gotyckie sanktuaria, które widziałem na południu i zachodzie Europy.
Krzyż, który widać wysoko na wieży, postawił tam mój dziadek Leon, jak z dumą opowiadał mi mój ojciec Stanisław. Tak więc, z pomocą internetu, najechałem na bogactwa archiwów ich kościoła. Historia parafii jest równie długa, co burzliwa. Ta katolicka parafia została tam założona w XI wieku, co jest o tyle niezwykłe, że państwo formalnie powstało w 966 roku naszej ery. 14 kwietnia nasz książę Mieszko został koronowany i uzyskaliśmy status niepodległego państwa. Na uroczystości przybył biskup z Rzymu. Było to nie tylko wydarzenie religijne, ale także polityczne, aby nie uzależniać się od Niemiec czy Rosji.
Niezliczone wojny pustoszyły naszą farmę, a wojska maszerowały przez ziemię we wszystkich kierunkach. Kościół został zniszczony w 1598 roku przez huragan, a ponadto wiele razy budynek był dewastowany podczas wojen. Najeźdźcy przybywali zewsząd: Niemcy, Rosjanie, Szwedzi, a nawet nasi przyjaciele z Litwy brali udział w walkach. Ostatni budynek wzniesiono w latach 1904-1905 i to właśnie wtedy mój dziadek wniósł krzyż na szczyt wysokiej wieży. Wyobrażałem sobie Leona dwadzieścia kilka lat wspinającego się po drabinach, niosącego ogromny krzyż prawdopodobnie przywiązany do pleców, podczas gdy reszta zgromadzenia obserwowała go z dołu. Widziałem jego matkę, Wiktorię, trzymającą różaniec i modlącą się o jego bezpieczeństwo. Widziałem też jego ojca, Juliana, wykrzykującego słowa zachęty i oznajmiającego wszystkim, którzy chcieli i nie chcieli słuchać: "To mój chłopak!".
Mój dziadek, Leon, ożenił się z moją babcią, Ludwiką, w 1910 roku, pięć lat po wzniesieniu krzyża. A w 1912 roku urodził się mój ojciec, jako najstarszy z ich pięciorga dzieci.
Ale co z ojcem Leona? Musiałem kopać głębiej.
Miałem szczęście uzyskać dostęp do archiwów kościelnych i oto, co znalazłem.
Każdy rok kalendarzowy ma swoją księgę, która jest podzielona na trzy części: narodziny, śluby i pogrzeby. Znalazłem archiwa dziewiętnastowiecznych dokumentów. Wszystkie napisane starannym kursywą. Problem pojawił się, gdy zdałem sobie sprawę, że w pierwszych dwóch trzecich XIX wieku były pisane po polsku, a w ostatniej części po rosyjsku. Dlaczego? Cóż, w 1863 roku w Polsce wybuchło powstanie. Rosjanie brutalnie je stłumili, a w ramach kary język rosyjski został narzucony jako język urzędowy w okupowanej wówczas Polsce.
Wiedziałem, że dziadek Leon urodził się w 1872 roku. I znalazłem wpis o jego chrzcie.
Potrafię czytać rosyjski pisany na maszynie, ale nawet najbardziej schludny kursywny stanowi wyzwanie.
Oto tłumaczenie.
Miało to miejsce we wsi Sońsku dnia 4/16 maja 1879 roku o godzinie 7 rano. Stawił się osobiście Julian Niesłuchowski, włościanin, zamieszkały w Niesłuchach, lat 45; w obecności Tomasza Ropelewskiego, lat 53, oraz Piotra Niesłuchowskiego, lat 50, drobnych włościan zamieszkałych w Niesłuchach, - który okazał niemowlę płci męskiej, oświadczając, że urodził się w Niesłuchach dnia 30 kwietnia / 12 maja bieżącego roku o godzinie 6 rano przez jego prawowitą żonę Wiktorię z Pajewskich, lat 39. Na chrzcie świętym odbytym w tym dniu przez księdza Wincentego Podbielskiego dziecku nadano imię Leon, a jego rodzicami chrzestnymi byli Tomasz i jego żona Józefa Bieńkowscy zamieszkali w Burkacie. Akt ten został odczytany przeze mnie oświadczającemu i świadkom, został podpisany przez oświadczającego; świadkowie byli niepiśmienni. Ksiądz Wincenty Podbielski, rektor kościoła rzymskokatolickiego w Burkacie. Sonsk parafii, przechowawca aktów stanu cywilnego. (Podpisano) Julian Niesłuchowski, ojciec (Na lewym marginesie) Dnia 6/19 z dnia
W dniu 6/19 Listopad 1910, w Kościele rzymskokatolickim Sonsk parafii Leon Niesłuchowski ożenił się z Ludwiką Zbikowską.
To oświadczenie jest podpisane przez Juliana Niesłuchowskiego, ojca, który przywiózł nowo narodzonego syna, Leona. Więc przynajmniej wiem, że umiał pisać. Wiem, że miał czterdzieści pięć lat, a jego żona nazywała się Wiktoria z domu Pajewska i miała trzydzieści dziewięć lat. Teraz muszę tylko wrócić i znaleźć księgę z 1834 roku, kiedy prawdopodobnie urodził się mój pradziadek.
Dowiedziałem się również, że mój dziadek, Leon, ożenił się z Ludwiką Żbikowską 6/19 listopada 1910 roku. Chrzest mojego dziadka Leona odbył się 4/16 maja 1879 roku. Dlaczego dwie daty? Cóż, cieszę się, że pytasz. Kiedy Rosjanie stłumili powstanie w 1863 roku, narzucili również bezwzględną rusyfikację kraju. Oprócz wprowadzenia obowiązkowego języka rosyjskiego, narzucili również rosyjski, prawosławny kalendarz gregoriański. Nadal obchodzą Boże Narodzenie 7 stycznia.
Znalazłem też nasz herb.